Stałem wczoraj przed szafą i myślałem sobie – kiedy to wszystko się tak skomplikowało? Pamiętam czasy, gdy było po prostu: elegancko albo nieelegancko. Garnitur do pracy, dżinsy w domu. Kropka, koniec, wszyscy wiedzieli o co chodzi. Teraz muszę rozszyfrowywać kody typu „smart casual” jak jakiś agent wywiadu, a przecież chcę tylko kupić koszulę, która nie sprawi, że będę wyglądał jak turysta w operze albo jak bankier na plaży.
Trzeba jednak przyznać, że ta cała rewolucja w kodach ubierania się ma swój sens. Świat pracy się zmienił, granice między formalnym a nieformalnym się zacierają, a ja czasem pracuję z domu w piżamie, a czasem spotykam się z klientami w restauracji. Tylko nikt mi nie wytłumaczył zasad tej nowej gry.
Casual – czyli jak nie wyglądać jak bezdomny
Zacznijmy od podstaw, bo casual to nie jest to, co myślicie. To nie znaczy „włóż co popadnie i wyjdź z domu”. To znaczy „włóż coś wygodnego, ale żeby ludzie nie dzwonili na pogotowie społeczne”.
Spotkałem kiedyś faceta, który przyszedł na casual friday w klapkach, szortach z dziurami i koszulce z napisem „Beer is my spirit animal”. Szef go nie zwolnił, ale przez następne pół roku patrzył na niego jak na kogoś, kto może w każdej chwili zacząć zbierać puszki. Casual ma swoje granice.
Co to znaczy casual naprawdę
Dżinsy to fundament, ale nie każde dżinsy. Te z dziurami na kolanach zostawcie dla koncertów rockowych albo kopania kartofli. Wybierzcie coś, co nie wygląda jak przeżytek z lat dziewięćdziesiątych. Ciemny niebieski lub czarny to bezpieczne opcje, choć przyznam, że sam mam słabość do jasnoniebieskich – dają taki nonszalancki luz, jakby człowiek wiedział co robi, ale nie przejmował się tym nadmiernie.
Koszulka polo to drugi filar casual. Dlaczego? Bo ma kołnierzyk, więc nie wyglądasz jak ktoś, kto właśnie wyszedł z siłowni, ale jednocześnie nie musisz się martwić o prasowanie. Genialne rozwiązanie dla leniwych, do których się zaliczam.
Sneakersy, ale nie te za tysiąc złotych z limitowanej edycji. Po prostu białe, czyste trampki, które nie krzyczą „patrz jaki jestem bogaty” ani „patrz jak bardzo mi wszystko jedno”.
Smart casual – sztuka balansowania na linie
Tu zaczyna się prawdziwa zabawa. Smart casual to jak próba tłumaczenia poezji na język migowy – teoretycznie możliwe, praktycznie frustrujące. Każdy ma swoją interpretację i każdy jest przekonany, że tylko jego jest słuszna.
Moja teoria jest taka: smart casual to casual, który poszedł do fryzjera i kupił lepsze buty. To moment, gdy zdejmujemy trampki, ale nie zakładamy jeszcze sznurówek od garnituru.
Chinos zamiast dżinsów
Spodnie chinos to tajne drugie imię smart casual. Wyglądają niemal jak spodnie od garnituru, ale z tej miękkiej bawełny, więc można w nich usiąść wygodnie. Beżowe, granatowe, ciemnozielone – kolory, które brzmią nudnie, ale działają jak czar. Kiedyś myślałem, że to ubrania dla snobów, teraz wiem, że to ubrania dla ludzi, którzy chcą wyglądać dobrze bez wysiłku.
Do chinos potrzebujecie koszuli. Nie garniturowej – tej krochmalowej, która stoi jak żołnierz na baczność. Koszuli z tkaniny, która pozwala oddychać i czasem można ją nosić rozpuszczoną. Biel, błękit, delikatne wzory – nic krzyczącego, nic co zwróci uwagę przechodniów na ulicy.
Buty? Tu jest pies pogrzebany. Za eleganckie i wyglądacie jak sprzedawca ubezpieczeń. Za sportowe i niszczycie cały efekt. Mokasyny, desert boots, czyste białe sneakersy premium – coś pomiędzy.
Business casual – kiedy firma udaje, że jest cool
Pamiętam swój pierwszy dzień w korporacji, która miała dress code „business casual”. Szedłem korytarzem i czułem się jak na casting do roli „przeciętny pracownik biurowy numer trzy”. Wszyscy wyglądali tak samo: niby elegancko, ale bez garniturów, niby swobodnie, ale z wyraźnie określonymi regułami.
Business casual to kompromis między tym, czego chce szef, a tym, czego chcą pracownicy. Szef chce żebyście wyglądali profesjonalnie, pracownicy chcą wygody. Efekt? Dresscode, który próbuje zadowolić wszystkich i często nie zadowala nikogo.
Marynarki bez garniturów
Marynarka to król business casual. Ale nie ta od garnituru – ta casualowa, z miękkiej wełny albo bawełny, która nie wymaga chemicznego prania po każdym użyciu. Granatowa to klasyk, ale szara też działa. Można ją założyć z chinos, z dobrymi dżinsami, nawet z koszulką pod spodem zamiast koszuli.
Koszule w business casual mają swoje zasady. Muszą mieć kołnierzyk, ale nie muszą być prasowane do perfekcji. Mogą być kolorowe, ale nie neonowe. Mogą mieć wzory, ale nie takie jak na hawajskich koszulach waszego wujka.
Buty tutaj już nie żartują. Półbuty, mokasyny, oxford – coś co wygląda na skórzane i kosztowało więcej niż obiad w dobrej restauracji. Sneakersy zostawcie dla piątków, jeśli w ogóle firma na to pozwala.
Czego nikt wam nie powie o dress codach
Po piętnastu latach obserwowania ludzi w różnych stylach mam kilka teorii, których nie znajdziecie w poradnikach mody. Po pierwsze – większość osób nie ma pojęcia co oznacza dress code, który stosuje. Ubierają się tak, jak myślą że powinni, na podstawie tego co widzą u innych.
Po drugie – kontekst jest ważniejszy niż zasady. Casual w warszawskim biurowcu to co innego niż casual w gdańskiej agencji kreatywnej. Smart casual na spotkanie z klientem z branży finansowej to co innego niż smart casual na lunch z kolegami z IT.
Kiedy zasady przestają działać
Najgorsze co można zrobić to traktować te kategorie jak matematyczne wzory. Widziałem ludzi, którzy wyglądali świetnie łamiąc wszystkie zasady, i innych, którzy przestrzegając ich idealnie wyglądali jak manekin z wystawy.
Prawda jest taka, że liczy się przede wszystkim czy coś do was pasuje. Jeśli czujecie się dobrze w tym co nosicie, to będzie to wyglądać dobrze. Jeśli założycie coś tylko dlatego, że „tak trzeba”, to będzie widać z kilometra.
Czasem myślę, że cała ta klasyfikacja stylów to sposób sprzedawania nam więcej ubrań. Zamiast mieć jeden styl, mamy mieć trzy różne zestawy, bo przecież „nie można iść w business casual tam gdzie trzeba smart casual”.
Może jednak lepiej skupić się na tym, żeby mieć kilka rzeczy, które naprawdę lubimy i które można ze sobą łączyć w różnych konfiguracjach? To chyba bardziej praktyczne niż zastanawianie się czy ta konkretna koszula to już smart casual, czy jeszcze tylko casual plus.
W końcu najważniejsze jest to, żeby się czuć komfortowo we własnej skórze. A reszta? Reszta to tylko ubrania.